Pora na bałagan
Pora na bałagan bo na idealny porządek już była i chyba się Nam znudziła – przynajmniej mnie: Na te idealnie poprowadzone linie, perfekcyjnie dobrane detale, równe gładkie i przewidywalne powierzchnie, powtarzalne rytmicznie elementy. Nowoczesne wnętrza właśnie tym się charakeryzują – minimalizm, prostota porządek, chłód i najczęściej zero elementu zaskoczenia. Mocno zachowawcze w formach i kolorach, mają być schludne i praktyczne.
Jednocześnie wielu z Nas uwielbia południe Europy: Włochy, które w żadnym wypadku porządkiem nie grzeszą, całe sa leniwe i chyba to Nas tak tam ściąga: ten brak pośpiechu, tam czas po prostu zwalnia, przeciętny Włoch idzie do domu na obiad gdy nadchodzi odpowiednia pora i nie ma z tym problemu, że jest na przykład jedynym pracownikiem stacji benzynowej a Ty akurat bardzo potrzebujesz zatankować. Ma luz.
Może i dlatego lęk przed „innymi” kształtami, zakamarkami, w które może przecież wejść jakiś brud(!), zdaje się być znacznie mniejszy niż u Nas. Ba! Odrapany tynk na ścianie włoskiej kamienicy i klaustrofobicznie małe uliczki, po których można poruszać się tylko pieszo albo jednośladem, są naprawdę urocze, a weźmy taki tynk na ścianie domu mojej mamy – próbowałam jej wytłumaczyć, że to sztuka, samotworząca się historia starych murów ale poległam, może dlatego, że sama wolę odarapane kamienice południa, no a w takie małe, ciemne uliczki w moim mieście lepiej nie wchodzić.
Trend „bałaganu” pojawia się w elementach wyposażenia wnętrz – dzięki Bogu, większość tych trendów dyktują Włosi – Mutina – włoska fabryka płytek ceramicznych i gresowych, zdecydowanie wiedzie prym w propozycjach odjechanych i chyba trochę łamie wszystko co przeciętny człwiek myśli o płytce. Nie ma gładkości, nie koniecznie jest to prostokąt, nie ma równych krawędzi, odchodzi sie od powtarzalności na rzecz kompozycji jedynej w swoim rodzaju no i powierzchnia płytki nie musi wcale być, jak się okazuje albo gładka albo polerowana ewentualnie w tzw. półpolerze. Ogranicza Nas jedynie wyobraźnia – to powiedzienie się tu sprawdza i samo narzuca gdy przeglądam kolekcje tej marki.
Wariacje na temat płytki zawdzięczją takim projekantom jak Patricia Urquiola czy bracia Bouroullec. Niektóre płytki przypominają ręcznie formowane, gliniane elementy, surowe, proste rozwiązanie, a genialnie piekne jak dla mnie. Na innych Patrycja wyczarowała koronkowe wzory, charakterystyczne dla niej, delikatne, kobiece absolutnie unikatowe.
Wyglądają, jakby niosły ze soba jakiś ślad, czyjąś historię i w jakimś sensie jest to historia… autorki, bo czyja ma być?
Jubilerska robota, moim zdaniem…niezwykła.
Kolekcja braci przypomina mi za to kruche ciastka, herbatniki, które trzeba nakłuwać przed włożeniem do piekarnika, żeby ciasto równo wyrosło. Ich dzieła są zwykle też charakterystyczne, odjechane inaczej.
Niby nic tu się nie dzieje a delikatna struktura wprowadza subletna elegancję – przychodzi mi na myśl porównanie do lnianej ściereczki, po prostu wyglada jak wygląda i ją lubimy bo to len, nie ma filozofii – tylko, że to wszystko ktoś wymyślił, bo przejżał Nas na wylot i tak proste rzeczy skazał na sukces.
A kto w ogóle wpadł na to, ze jedna płytka może być częściowo polerowana a częsciowo matowa, żeby zagrać na niej światłem? Niejaki Konstantin Grcic. Co by o tym nie powiedzieć – jest zabawa – wzór uzsykany bez koloru, „aktywowany” światłem albo dotykiem. Delikatne, naturalne wybarwienia tez robią swoje, przywodzą na myśl naturę: wodę, która układa się jak fala częściowo połyskującym wzorem, niby statyczna a jednak dynamiczna bo światło zmienia ją z każdym Naszym krokiem, z każdą zmianą punktu widzenia. Bardzo mi się podoba, a jak ktoś się boi zaszaleć na podłodze z takim kontrastem powierzchni – zawsze można na ścianie i wcale nie tylko w toalecie czy kuchni. Współczesna płytka potrafi być tak subtelna, delikatna, ” wyciszona”, że z powodzeniem sprawdzi się nawet w sypialni. Plus? Zawsze to mniejsza powierzchnia gdy przychodzi do malowania – a ja tego nie cierpię osobiście.
Obok „herbatniczków” bracia Bouroullec zaproponowali, jeszcze kilka innych, prostych acz znaczących form jak na przykład coś co nazwę efektem „kurtyny” – harmonijka, płytka mocniej strukturalna – nadal prosta a przecież niespotykana.
Mówi, się, ze design jest odpowiedzią na problemy, zwłaszcza ten, który odnosi sukces i do tego samego nawiązują psychologiczne aspekty powodzenia wśród tłumów, niektórych zachowań czy trendów. Czy zatem rzeczywiście przejadł Nam się perfekcjomizm w projektowaniu wnętrz? Wszędzie; na portalach społecznościowych, po wynikach wyszukiwań, zmieniających się oczekiwaniach inwestorów, obserwuję coraz większą potrzebę otaczania się rzeczami z duszą, sensualnymi, których ja sama zwykle bardzo chcę dotknąć, żeby je „poczuć”. Czy potrzebujemy więcej doznań „od rzeczy” gdy w relacjach międzyludzkich chyba mamy tendencję, nazwijmy to – ochładzającą się? Im mniej fizycznego – na rzecz wirtualnego – kontaktu: człowiek – człowiek, tym wiecej człowiek – przedmiot? Równowaga jakaś przecież musi zostać zachowana… Tak sobie tylko, publicznie, rozważam.
mutina.it